Chuseok, czyli królicza nora na księżycu, świąteczny samogon i szynka SPAM w prezencie dla teściów

Gorąca, rdzawoczerwona tarcza słoneczna rozpala niebo ostatnimi przytłumionymi błyskami, by ostatecznie zniknąć za szklano-żelbetowymi kantami wieżowców. Gdy ciepłe refleksy nad horyzontem po trochu szarzeją, gdy linie miejskiego krajobrazu tracą ostrość, a powietrze stopniowo nasyca się mętnym, wczesnowieczornym cieniem, ulice wielomilionowej metropolii przygasają w oczekiwaniu na astronomiczną zmianę warty. Honorowe miejsce nad głowami mieszkańców wielkiego miasta zajmuje wówczas Księżyc, dostojny i tajemniczy, emanujący chłodnym blaskiem. Przez jego srebrzyste stepy przemykają zastępy królików, które krzątają się w ferworze świątecznych przygotowań, aby zdążyć na czas z ubiciem ciasta ryżowego.

Chuseok, czyli jesienne święto plonów to pielęgnowana z pietyzmem pamiątka po Korei rolniczej, gdzie po miesiącach wytężonej pracy w polu przychodził wreszcie moment upragnionego wytchnienia. Społeczności wiejskie wyprawiały wówczas biesiady z okazji pomyślnego zakończenia żniw, aby wspólnie sycić się obfitością ziemi. Świątecznej zabawie towarzyszyła muzyka, ryżowy samogon i walki kogutów. Po zmroku młode kobiety ubrane w odświętne hanboki ustawiały się w kole, by wirować w akompaniamencie gangangsulle. Nie brakowało też innych tradycyjnych gier i zabaw, spośród których najwięcej emocji wzbudzały zapasy (kor. ssireum), wpisane w 2018 roku na listę Niematerialnego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Chuseok obchodzony jest w połowie dziewiątego miesiąca kalendarza księżycowego, który regulował w dawnej Korei porządek spraw ziemskich i boskich. Okrągła tarcza księżyca patronowała towarzyszącym Chuseokowi obrzędom na cześć przodków (kor. charye), którzy zza grobu ze wszystkich sił mieli wspierać swoje rodziny, w zamian domagając się jedynie życzliwej pamięci oraz darów ze świątecznych potraw. Tak o koreańskiej eschatologii pisał Wacław Sieroszewski, polski podróżnik i etnograf, który odwiedził Kraj Spokojnego Poranka w 1904 roku:

Według pojęć korejskich, człowiek ma trzy dusze. Po śmierci, jedna z nich wciela się w pozostającą w domu „tabliczkę“ nieboszczyka (uj-phä), druga zamieszkuje w jego mogile pod opieką ducha gór, wcielonego w nagrobny kamień (tu-di), trzecia udaje się w świat nieznany „dziesięciu sędziów“, skazujących ją zgodnie z jej życiem na ziemi do kraju wiecznego szczęścia lub do jednej z dzielnic piekielnych. […] Zgodnie z pojęciem, że te dusze są zupełnie do zmarłego podobne, obrzędy pogrzebowe mają na celu dostarczenie im wszystkich rzeczy potrzebnych w długiej podróży i następnem życiu, a uczucia synowskie i cześć dla nieboszczyka znajdują wyraz w lamentach, głośnym płaczu, poście i ciężkiej żałobie dzieci oraz bliższych krewnych (w linii męskiej)[1].

Dzisiaj Chuseok to przede wszystkim czas odpoczynku na łonie rodziny, czas wielkiego powrotu w rodzinne strony. Co roku na przełomie września i października przez pofałdowany krajobraz półwyspu przelewa się potężna fala migracji. Zabiegani studenci i białe kołnierzyki, robotnicy budowlani i k-influencerzy, dziedzice korporacyjnych fortun i dostawcy kurczaka wszystkie swoje seulskie sprawy zostawiają w Seulu… by stać w kilometrowych korkach na wyjeździe ze stolicy. W przededniu jesiennego święta drogi są praktycznie nieprzejezdne, a bilety na pociąg i samolot bookować należy z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem.

 Przygotowania świąteczne wieńczą gorączkowe zakupy w marketach. W okresie poprzedzającym Chuseok do głosu dochodzi demon konsumpcji, podszczuwany przez reklamy telewizyjne i rytmiczne hasła sklepowych naganiaczy. Półki sklepowe uginają się pod ciężarem zestawów prezentowych, zalecających się filuternie spod warstw błyszczącego papieru. W dobrym guście jest przywieźć coś ładnego teściom. Należy być przy tym pragmatycznym i mieć dobre wyczucie tego, co najbardziej przyda się w domu. Najwięcej radości sprawią prezenty praktyczne, takie jak produkty żywnościowe, zestawy owoców, kosmetyki, dobrego gatunku produkty z żeń szenia (najstarsze ludowe remedium!). W zestawie prezentowym nie może zabraknąć szynki konserwowej SPAM, która cieszy się niesłabnącą kulinarną renomą od czasów amerykańskich paczek żywnościowych.

Na świątecznych stołach nie może zabraknąć także songpyeon, ryżowych kieszonek w kształcie półksiężyca, wypełnionych pastą z kasztanów, sezamu lub słodkiej fasoli. W wigilię Chuseok rodziny zbierają się na wspólne lepienie ryżowych smakołyków, które następnego dnia gotowane są na parze na wyściółce z igiełek sosny, symbolu długowieczności. Dawniej wierzono, że gospodyni, która ulepi najbardziej kształtne songpyeon, zostanie nagrodzona córką o buzi okrągłej jak księżyc w pełni. W sąsiedztwie słodkich kluseczek ryżowych piętrzą się stosiki miodowych ciasteczek, tłuste placki smażone w głębokim oleju, pieczone ryby i owoce morza, mięsiwa każdego gatunku oraz owoce. Nim jednak rodziny zasiądą do uczty, należy pokłonić się duchom przodków.

Arykul napisała Ewa Janiak


[1] Wacław Sieroszewski, Korea. Klucz Dalekiego Wschodu, WARSZAWA NAKŁAD GEBETHNERA i WOLFFA KRAKÓW — G . GEBETHNER I SPÓŁKA, 1905,s. 165.

Shopping Cart