Piętnastego sierpnia 1945 roku o godzinie 12:00 cesarz Hirohito stanął przed mikrofonem rozgłośni NHK, aby przekazać narodowi japońskiemu szczególną wiadomość. Potomek bogini Amaterasu przemówił głosem łagodnego pana o bogatym zasobie słownictwa. Mówił cicho i delikatnie, sięgając po nieprzeniknione dla mas najwyższe rejestry japońszczyzny. Jego obwieszczenie przyobleczone było w aluzyjny woal grzeczności. Zapowiadał konieczność zniesienia tego, co nie do zniesienia i wytrzymania tego, co nie do wytrzymania w imię budowy wspaniałego pokoju dla przyszłych pokoleń. Hirohito był dzielnym człowiekiem. W pierwszym w historii publicznym odczycie cesarskim oznajmił poddanym, że wojna w imię zjednoczenia świata pod sztandarem wschodzącego słońca właśnie dobiegła końca. Mieszkańców byłej kolonii cesarskiej ogarnęło radosne poruszenie. Tak oto po 40 latach cierpień za przyzwoleniem potęg tego świata kraj nad rzeką Han miał wyłupać się ze Strefy Wspólnego Dobrobytu. Fasadowa harmonia „unii” dwóch narodów niczym lej zapadła się w sobie, pochłaniając dekrety o japońskich imionach, listy mobilizacyjne na front i obligatoryjną wiarę szintoistyczną. Koreańczycy zaczęli się organizowaćh. Początkowo dominowały nieskoordynowane inicjatywy oddolne. Po ogłoszeniu kapitulacji Japonii cele okupacyjnych więzień opróżniły się, a uwolnieni z nich przywódcy ruchu niepodległościowego masowo powoływali instytucje, mające na celu odbudowę wyniszczonego kraju. Potężnej fali nadziei, która targnęła narodem po obaleniu rządów okupacyjnych, zawtórowała równie wielka fala repatriacyjna. Jesienią 1945 r. w drogę na Półwysep Koreański ruszyły miliony ocalałych z frontów wojny Azji i Pacyfiku. Nadzieja na przejęcie sterów w państwie nie trwała jednak długo. Korea po raz kolejny została wrzucona w wir zachowawczej polityki zewnętrznej. W regionie Półwyspu krzyżowały się bowiem strefy wpływów wielkich mocarstw: stacjonujących na Filipinach Stanów Zjednoczonych, pogrążających się w konflikcie wewnętrznym Chin oraz szykującego się do Zimnej Wojny Związku Radzieckiego. Wkrótce po odzyskaniu niepodległości nad linią horyzontu zawisło widmo kolejnej wojny o Półwysep Koreański. Dzień kapitulacji Cesarstwa Japońskiego ma dziś dla Koreańczyków znaczenie symboliczne. Stanowi on bowiem cezurę czasową dla ostatecznego wyjścia z epoki feudalizmu i wkroczenia w proces suwerennie sterowanej modernizacji. Zakończenie rozciągającego się na cztery dekady okresu kolonizacji przez wielu ludzi uważane było za naturalny produkt cierpliwości i ofiarności całego ludu Hanów. Z uwagi na to już w 1949 roku dzień piętnastego sierpnia ustanowiono dniem niepodległości, zwanym po koreańsku “Gwangbokjeol” – „świętem przywrócenia blasku”. Za celebrowany tego dnia powrót do światła uznaje się dwa ważne wydarzenia z tego okresu, których rocznica przypada tego samego dnia. Po pierwsze Koreańczycy świętują wyzwolenie się spod japońskiego zwierzchnictwa, po drugie – powołanie pierwszego powojennego rządu, czego udało się dokonać w równo trzecią rocznicę zakończenia okupacji. Dziś Gwangbokjeol obchodzony jest z wielką pompą. Jako jedno z pięciu oficjalnych świąt państwowych, jest to też dzień ustawowo wolny od pracy. Uroczysta atmosfera sprzyja pielęgnowaniu uczuć patriotycznych, tak też bilety wstępu do państwowych instytucji kultury oferowane są nieodpłatnie. Wielkim zainteresowaniem wśród zwiedzających cieszy się między innymi wybudowane w 1907 roku więzienie japońskie na Seodaemun – dawna katownia działaczy niepodległościowych, której gmach został dziś przekształcony w muzeum i archiwum akt historycznych. Piętnastego sierpnia flaga Republiki Korei, rozpowszechniona, nota bene, w okresie okupacyjnym, powiewa zatknięta na maszt każdego domu i instytucji państwowej. Coroczne obchody na szczeblu państwowym nie mogą się odbyć bez obecności gości honorowych – ostatnich żyjących działaczy ruchu niepodległościowego, którzy witani są przez Prezydenta i Pierwszą Damę z wielkimi honorami. |
Tekst: Ewa Janiak |